Zamiast  ekspertem od diety zostanę ekspertem od reklam. Cóż począć? 

Hm... Dziecko? Cóż za błyskotliwy dowcip.


Reklama Fundacji Mamy i Taty ma sporą szansę zostać jedną z najbardziej znienawidzonych reklam roku. Tylko czemu? 

Kilka losowych wypowiedzi z czeluści internetów pokazuje, że:
1. Pani z reklamy to NIE JEST typowa Polka
2. Nie jest, bo ma kasę, Polacy są biedni
3. Jakie w ogóle Tokio, mam znajomych, którzy w Warszawie nigdy nie byli
4. Przecież nie jest emerytką, zajdzie jeszcze w ciążę!
5. A co z adopcją, czemu nie mówią o adopcji?!
6. Czemu każą mi zachodzić w ciążę?! Ja nie chcę! Pierdol się Fundacjo! Nie przekonaliście mnie!
7. Czemu to dla kobiet tylko?

Relax, take it easy!

Jak nie wiadomo o co chodzi, to... chodzi o pieniądze.

Czy rzucasz się jak pawian w gorączce, gdy widzisz reklamę samochodu za kilkadziesiąt tysięcy złotych albo perfum w małych flakonikach za kilka stówek? A może spot o mięsie za kilkadziesiąt PLN za marny kilogram sprawia, że masz ochotę wybić wszystkie szyby w sklepie, który je sprzedaje? Bo przecież to takie odrealnione, normalnego człowieka pracującego za minimalną, wynajmującego pokój w wieku trzydziestu lat na to nie stać! Podpalmy miasto!

A nie. W sumie to pewnie się tak nie zachowujesz. Dopiero pokazanie kogoś, kto niby ma tę chałupę, wozi się po świecie i w ogóle to poważny problem. Takie oderwane od rzeczywistości, takie bez sensu, takie nietrafiające do nikogo! 

Pomyśl sobie zatem o rzeczywistości, o której piszesz, oburzona spotem osobo: brak umowy o pracę, niskie zarobki, mieszkanie kątem u rodziców, ogólnie: beznadzieja dla kogoś, kto chciałby samodzielnie się utrzymywać. Naprawdę, idealnym nagraniem byłoby dla Ciebie to?

"Zdonrzyłam skończyć gimnazjum i zrobić karierę w kebabie. Zdonrzyłam pojechać do Sosnowca i Radomia, bo PKS przyjechał 15 minut po czasie, więc się nie spuźniłam. Zdonrzyłam kupić za darmoszkę używane meble na OLX i pomalować grzejnik w moim 6-metrowym pokoju. Nie zdonrzyłam zostać mamom, żałuję..." 

A może to?

"Zdążyłam skończyć studia i zatrudnić się na kasie w markecie na śmieciówce. Nie zdążyłam pojechać nigdzie, bo nie mam samochodu. Zdążyłam wynająć apartament o powierzchni 40m2, i to z osobnym WC. Nie zdążyłam zostać mamą, żałuję..." 

Oczywiście historie byłyby zakończone optymistycznym akcentem "chrzań to, zrób dziecko już dziś!" - na pewno do takiej kampanii nikt by się nie przyczepił. Można by ją połączyć nawet z akcją informacyjną na temat zdobywania zasiłków i innych form pomocy. Tyle pożytku!

Później pójdźmy o krok dalej. Ustalmy maksymalne ceny produktów reklamowanych w telewizji. Telefon za więcej niż złotówkę, abonament za osiemdziesiąt złotych - precz, nikogo na to nie stać. Masło? Masło jest za drogie, puśćmy filmik o margarynie. Reklamy nowych samochodów zastąpmy ogłoszeniami z autogiełdy i informacjami o lokalnych szrotach. Tak wprowadzimy porządek i dostosujemy telewizję do ogólnopolskich standardów. 

Jak ja patrzę na te reklamę? Do kogo moim zdaniem jest ona kierowana?

Przede wszystkim - do kobiet, które chcą mieć dziecko. I mogłyby je mieć teraz - bo mają pracę, partnera, warunki mieszkaniowe, nie zbankrutują od posiadania tego dziecka. Lecz jednak mimo wszystko szukają wymówek. Bo z dzieckiem nie da się podróżować, bo dla dziecka trzeba dom a nie mieszkanie, bo dziecko wymaga kilkudziesięciu tysięcy złotych na edukację, odłożonych na początek cyklu przed zapłodnieniem. 

Nie wynika z niej, że w wieku trzydziestu pięciu lat kobiecie zarośnie pochwa po uprzednim wypadnięciu macicy, przez co szanse na zostanie matką spadną do zera. Tak, matką można zostać w różnym wieku. Jednak trzeba też rozważyć pewne ryzyko: ryzyko, że w późniejszym wieku będą pojawiały się większe problemy z zajściem w ciążę. Tak, u niektórych wystąpiłyby i w wieku nastu lat. Tak, u niektórych nie wystąpią. I co z tego? Ryzyko jest i tego się nie zmieni.

Czterdziestokilkulatka być może z marzeniami o ciąży będzie musiała się pożegnać. Facet będący jej rówieśnikiem - niekoniecznie, szczególnie znajdując młodszą partnerkę. Kobiecie młodszy partner tu nic nie pomoże.

Jeśli faktycznie nie masz warunków na dziecko lub nie chcesz mieć dziecka - sorry, to nie jest reklama kierowana do Ciebie. "Kup szynkę, tylko pięć złotych za kilogram!" nie jest hasłem dla wegetarian. "Zrób dziecko już dziś, bo jutro możesz nie móc" nie jest dla osób antydzieciatych i mieszkających w jednym pokoju z piątką innych osób.

Nie zgodzę się, że każda reklama musi przedstawiać przeciętniaka, więc nie razi mnie opowieść o sukcesach, nieruchomościach i podróżach. Zgodzę się za to, że jeśli kampania ma być kierowana dla ogółu, powinna przedstawiać różne warianty i różne przeszkody w zdecydowaniu się na macierzyństwo. Może czeka nas kontynuacja? W tym również zwracająca uwagę na takie problemy, jak chociażby umowy śmieciowe, czy problemy z powrotem do pracy po urlopie macierzyńskim lub wychowawczym? Wtedy byłoby na pewno przystępniej dla większej grupy.

Dobra, ale czemu tylko do kobiet to?

Bo mowa o macierzyństwie a nie ojcostwie. 

Wszelkie tematy związane z aborcją prowadzą do takich argumentów:
To Twoje ciało! Ty musisz urodzić! Twoje rozstępy! Ciebie będzie boleć, będziesz rzygać i wywalą Cię z roboty po macierzyńskim! Ty masz prawo decydować!

A decyzja o macierzyństwie?
Czemu tylko kobieta ma się decydować? Co z facetem? Czemu kobieta jest obciążana taką odpowiedzialnością?

I jak tu ludziom dogodzić? Decyzja o rodzicielstwie w związku powinna być wspólna, ale nie zmienia to faktu, że wiąże się ona z dwiema odrębnymi decyzjami: kobiety na macierzyństwo i mężczyzny na ojcostwo. Nazwa fundacji wskazuje na to, że może i pojawi się coś skierowanego do płci męskiej. Czemu od niej nie zaczęto? Hm, pomyślmy: "Bo to kobiety ciało, kobieta ma prawo głosu, traktujecie kobietę jak inkubator, co to za pierdolenie, że facet decyduje o ojcostwie, co za szowinistyczna akcja" :D

I pierdolcie się z tą adopcją

Nie, nie uważam, że adopcja to zło. W żadnym wypadku. Po prostu postawmy się w sytuacji przeciętnej pary. Od czego zaczyna starania o dziecko? Czy od:
a) seksu,
b) in-vitro,
c) adopcji?
Odpowiedzi proszę wrzucać do kibla, zapisane na różowym papierze i spłukiwać trzykrotnie, mówiąc w tym czasie na głos adres mojego bloga. 

Są pary z góry zakładające adopcję z różnych powodów, niekoniecznie związanych z brakiem możliwości lub problemem w posiadaniu biologicznego potomstwa. Nie ukrywajmy jednak, że nie stanowią one filaru społeczeństwa i raczej jednak inne opcje przychodzą, gdy nie można mieć biologicznego dziecka. Czy zakończenie reklamy je wyklucza? Nie... Przerzuca do przemyślenia przy okazji rozważań o ewentualnych komplikacjach związanych z odkładaniem potomka na później. Chcecie przeciętnego człowieka w reklamie, to miejcie.  

To skąd ta masowa nagonka na reklamę samą w sobie, bez wnikania już w inne poglądy fundacji, bo ograniczyłam się do opinii o samym spocie? Bo ktoś zaczął i dalej się posypało? Nie wiem.

Wiem za to, że internauci wyprodukowali już mnóstwo zajebistych memów a to się zawsze fajnie ogląda!

Dlatego zakończę kolejną alternatywną wersją. A co, wszak trzeba rozpatrzyć wszystkie warianty, żeby każdy mógł się z reklamą utożsamić. 

Człowiek ma tyle diet do wyboru! 

3D Chili, 2D Majeranek, Dukana, Dąbrowskiej, South Bitch, Metabolic Balance, Śródziemnomorską, Strażników Wagi... Taka wyliczanka nie skończy się nigdy! Szczególnie, gdy zaczniemy jeszcze uwzględniać coś, co zdecydowanie nie jest dietą a raczej stanem umysłu, czyli na przykład niedietę kopenhaską lub kapuścianą dla kapuścianych głów.

Jeszcze więcej niż diet jest Jedynych Słusznych Teorii. Każdy kto ma internet jest dietetykiem, każdy a przynajmniej takie podejście sporo osób reprezentuje. Dlatego ja mówię wprost:

NIE JESTEM DIETETYKIEM

a ten blog nie jest dietetyczną wyrocznią. Chcesz zastosować u siebie moje menu? Na własną odpowiedzialność. Coś Ci się nie podoba? To zrób po swojemu. 

Tak naprawdę dieta jest skuteczna, gdy trzymamy się jej założeń. Ma być zatem przede wszystkim smaczna i zdatna do stosowania, rzecz jasna w rozszerzonej wersji, w czasie następującym po redukcji, czyli utrzymaniu. Dlatego mając odruch wymiotny od samego myślenia o produkcie X, nie wmuszaj go w siebie na diecie. Chyba że jesz tylko chipsy, żelki, ciastka, cukierki i czekoladę, bo resztę jedzenia uważasz za niejadalną. Wtedy masz kurwa problem.

Czasem wrzucę tu cały mój jadłospis, kiedy indziej pojedyncze potrawy a czasem poradnik z najprawdziwszą prawdą (co jeść w podróży? co zjeść na mieście? jak wkładać jedzenie do pudełka? i wiele innych), różnie będzie. 

Na pewno będą zdjęcia, bo to jest to, czego mi brakuje w wielu przykładowych jadłospisach. 157 g mięsa? 27,5 g jajka? Przecież nie mam wagi, skąd mam to wiedzieć? Z obrazka. Garść orzechów - ale garść dziecka, czy Pudziana? Skąd ja mam to wiedzieć? Z obrazka. Czy to jedzenie mi się spodoba? Skąd mam to wiedzieć? Z obrazka. Poza tym zdjęcia są ładne i ich oglądanie nie męczy tak jak czytanie. A jeśli podam masę czegoś, to tylko mniej-więcej i na oko.
(Tak wiem, popracuję nad ujęciami, na których na 99% widać ilość, dajcie mi czas na nabranie wprawy)

Dzisiaj akurat padło na jadłospis, lecz zanim wywoła on Twoje wzburzenie i przejdziesz do komentarzy: przeczytaj jeszcze tekst na końcu notki.

I śniadanie: arbuz z płatkami owsianymi, rodzynkami, błonnikiem, mozzarellą i serkiem wiejskim (który nie zasłużył na zdjęcie, bo jest brzydki).

II śniadanie: buła z twarogiem, ogórkiem i inną sałatową zieleniną, jakąś tam indykową kiełbasą i żółta papryka na deser.

Obiad: prawie jak shakshuka - była pierś z indyka (~200 g), żółta papryka i przecier pomidorowy a na koniec wpadło jeszcze jajko.

Podwieczorek: czy to ptak, czy to samolot a może łosoś? Nie, to więcej arbuza! Razem z mozzarellą i zieleniną.

Kolacja: co zjeść, gdy przez pół dnia masz za oknem grillujących ludzi? Coś z grilla! Na przykład kiełbasę z musztardą miodową i niegrillowaną żółtą papryką, bo ciepła papryka to jedna z najgorszych rzeczy na świecie. 

I to by było na tyle? Nie! Teraz najważniejsza część: uwagi. 

Tak, możesz mieć jakieś zastrzeżenia do mojego jadłospisu. I tak, możesz o nich napisać. Lecz nie, ja wcale nie muszę się do nich zastosować. Niektóre pewnie rozważę, bo przecież wszystkiego nie wiem. Niektóre jednak są dla mnie z góry bez sensu. Przynajmniej na razie. I dlatego je wymienię.

1. Jesz owoce po południu, tak się nie robi, od tego dostaje się raka i umiera.
Będę jeść owoce wtedy kiedy mi się podoba. Dopóki nie stanowią podstawy mojej diety nie widzę problemu.

2. Ostatni posiłek powinno się jeść o 18:00.
Świetny pomysł dla kogoś, kto chodzi spać po dobranocce. 

3. W Twoim obiedzie nie ma węgli, w obiedzie muszą być węgle.
Czasem są, czasem ich nie ma. Zwykle zależność jest taka, że w bardziej męczący dzień są, w mniej męczący wolę po prostu więcej mięsa niż ziemniaka, ryż basmati lub inną kaszę jaglaną.

4. Jesz nabiał, od tego dostaje się raka i umiera.
Jem, nabiał jest spoko. 

5. Serio, w męczarniach się umiera.
Trudno.

6. Na diecie powinno się jeść tylko piersi z kurczaka albo, ewentualnie, z indyka. Inne mięso nie nadaje się na dietę.
Lubię piersi z indyka i kurczaka, ale inne rodzaje mięsa też są takie dobre... Ten blog nie jest halal, więc czasem może pojawić się też wieprzowina. A kebabowa baranina lub wołowina to już w ogóle mniam. I jeszcze są ryby, podobno zajebiście zdrowe, więc czasem ujdą.

7. Zaraz, zaraz - patelnia? Czy Ty - aż boję się to powiedzieć na głos - smażysz?
Tak. Czasem jem pieczone mięso, ale robione u rodziców lub zamawiając gotowy obiad, bo w miejscu zamieszkania nie mam warunków do pieczenia. Tłuszcze też jeść trzeba, mi pasuje używanie ich akurat do smażenia. Wystarczy wybrać coś, co nadaje się do obróbki cieplnej i nalać odpowiednią ilość, zamiast zużywać butelkę na raz.

8. Zamawiasz gotowe obiady z jakiejś stołówki?!
Idź kilka dni pod rząd na dwanaście godzin do pracy i ogranicz się do zimnego jedzenia z pudełek. Pozdro i powodzenia.

9. A orzechy, wiórki kokosowe?
Alergia. Na szczęście nie jakaś mocna (haha, nie zabijecie mnie orzechem), ale jedzenie niektórych produktów kilka razy w tygodniu zdecydowanie mi szkodzi.
Kocham Cię czekolado, ale nie jesteśmy dla siebie stworzone :(

10. Powinno się jeść pięć posiłków dziennie.
Nie wiem ile powinno się jeść. Sama zjadam zwykle od czterech do sześciu.

I to by było na tyle. Następny wpis o tym, czemu jestem gruba i muszę się odchudzać, skoro jestem taka mądra
XXI wiek - wiek Pudelka, Photoshopa, fizycznej perfekcji. 

Szczupłość jest piękna! Wysportowane ciało jest piękne! Proste zęby są piękne! Nieskazitelnie gładka cera jest piękna! Jędrny biust jest piękny! Lśniące, wyprostowane włosy są piękne! Pełen makijaż na co dzień jest piękny! Modne ubrania są piękne! Wyregulowane brwi są piękne! Pomalowane paznokcie są piękne! Idealność w każdym calu jest piękna!

Nie jesteś uosobieniem takiego serwowanego zewsząd piękna? Ojej. Nie martw się, Dove przybywa z pomocą!

Przekonanie społeczeństwa, że piękno jest powszechne i każdy jest piękny, nie powinno być trudną sprawą. Można to zrobić tak:

  • Zleć zrobienie ankiety by przekonać się, co jest odbierane jako prawdziwe piękno
  • Licz na to, że ludzie nie napiszą, co naprawdę myślą, tylko zaczną pleść farmazony
  • Nie przeliczyłeś się! Opublikuj wyniki
  • Tyle osób ma kompleksy, bo nie czuje się pięknymi... Zaproś kogoś ładnego do promocji akcji, Segritta będzie pasować
  • Wymyśl jakąś fajną zabawę: może niech kobiety zaprojektują koszulki uzasadniające ich piękno?
  • Zbaw świat

Wspaniale, świetna akcja! Gdzie popełniłeś błąd? 

Może w tym, że jesteś firmą sprzedającą kosmetyki, więc Twój manifest brzmi tak:
Kobieto, jesteś piękna, ale na wszelki wypadek wetrzyj sobie nasz krem w dupę :*

idoveyou.pl - propozycja Królowej Julianny, szacun dla Dove za publikację :)

Dobra, to czym jest w końcu to piękno?

Tak jak na przestrzeni wieków zmieniała się pisownia niektórych słów, tak samo ewoluowało ich znaczenie. Nazywając kogoś kutasem na pewno nie masz na myśli elementu dekoracyjnego przypinanego onegdaj do pasa przez szlachtę, tylko... że jest kutasem.

Jakoś nie chce mi się wierzyć, że nagle współczesne, plebejsko pojmowane piękno nabrało tyle znaczeń z czołówki balsamowego rankingu. Nie i już.

Piękno zaczęło być w dużej mierze utożsamiane z wyglądem fizycznym. Ona jest ładna czy brzydka? Określisz to patrząc na kogoś, widząc nieznajomą nawet osobę. Nie powiesz nic więcej na jej temat, bo jej nie znasz. Może ma poczucie humoru, może jest ponurakiem. Może jest otwarta na innych ludzi, może skrajnie nieśmiała. I tak dalej...

Na specjalistę w swojej dziedzinie, kogoś komu można zaufać, bo jest zawodowcem, będącego wzorem dla innych z uwagi na ogrom wiedzy i doświadczenia, odnoszącego sukcesy zawodowe - powiem, że jest mądry, inteligentny, może nawet, że jest liderem i autorytetem. Nie że jest piękny.

To skąd to wszystko się wzięło w tej ankiecie, skoro według Dove tylko 6% Polek uważa się za piękne? Naprawdę nie są ani ładne, ani zbyt bystre, poczucia humoru też nie mają, nie dbają o rodziny ani zdrowie i nie odnoszą, chociaż małych, sukcesów w pracy? Cóż, wniosek nasuwa się jeden: te odpowiedzi to jakieś pobożne życzenia a osoby, które ich udzieliły, zapewne na co dzień prędzej pokierują się czysto fizycznymi kryteriami oceny piękna.


Absolutnym hitem jednak jest przypadkowe znalezienie się na szczycie zestawienia bycia zadbaną, przecież to jest tak różnie pojmowane! O tym jednak kiedy indziej. Na potrzeby dzisiejszego wpisu zadajmy sobie na pytanie: czy osoba zadbana to taka, która używa produktów Dove?

Lecz najważniejsze: skąd do chuja się wzięła myśl o przymusie bycia pięknym?

PRZECIEŻ NIE MA I NIE MOŻE BYĆ TAKIEGO PRZYMUSU. 

Zresztą: serio? 94% Polek ma jakieś kosmiczne kompleksy, więc mają nagle uwierzyć w swoje rzekome lub nierzekome piękno? Być może założenia były słuszne, ale wykonanie: niekoniecznie. Według mnie jest słabo dopasowane do sporej grupy odbiorców. 

Ja to widzę tak: prawdopodobnie wiele kobiet podchodzi do siebie zbyt krytyczne i prawdopodobnie niewiele kobiet serio pomyślałoby "mam krzywe zęby, rozstępy, przetłuszczające się włosy i pryszcze, ale jestem świetną matematyczką, więc jestem piękna". Zatem tu mamy absolutne pudło.

Po co używać słów na wyrost? Podejdźmy do tego realnie. Bo jeśli nie jestem dobrym kierowcą, to nawet wypowiedziane tysiąc razy "jestem Robertem Kubicą!" nie sprawi, że poczuję się królem szos. Wolę podejść do tematu realnie a jako osoba zwalczająca swoje kompleksy (tak, jestem zakompleksiona, na pewno dlatego krytykuję zajebistą akcję!) - może rzucę nowe światło na hasło Dove dla innych kobiet w tej nieszczęsnej grupie 94%?

Nie jestem piękna, bo nie muszę

Chrzanić aspekty niefizyczne. Są ważne, ale na litość boską, Dove - Wasze produkty nie wyszorują duszy, tylko dupę. Dlatego tak, spłycę Waszą akcję na moje potrzeby.

W moim wyglądzie są rzeczy ładne i rzeczy brzydkie.

Miałam moment większego załamania, kiedy uważałam się za skrajnie brzydką i wiecie co? Wystarczyło trochę dystansu. Tym dystansem był czas. Odkopałam zdjęcia z tego okresu i... wyglądałam nieźle. I uczę się dostrzegać, że faktycznie może być w moim wyglądzie coś fajnego. Być może więcej osób powinno odnaleźć ten dystans. Pooglądać stare fotki. Zastanowić się, czy jest się tak samo krytycznym dla otoczenia, jak dla siebie. Jak tak to trochę przypał, na to nie mam jeszcze pomysłu, szukajcie dalej :) Za to po sobie wiem, że wiele dziewczyn określiłabym jako ładne, a one też mają kompleksy i są z siebie niezadowolone. WTF?

Na niektóre niefajne rzeczy nic nie poradzę. Trzeba umieć się z tym pogodzić przynajmniej na tyle, żeby nie utrudniać sobie życia z tego powodu.

Z niektórymi rzeczami jestem w stanie coś zrobić. Dlatego mając nadwagę i czując się z tym źle nie powiem, że jestem piękna, tylko schudnę. Bo mogę.

W efekcie końcowym mogę być piękna, ładna, przeciętna, brzydka, okropna. Co za różnica, dopóki wygląd nie będzie oddziaływać negatywnie na moją psychikę?